ROZDZIAŁ IV

DOTYK CIENIA

ROZDZIAŁ IV

DOTYK CIENIA


Moją czwartą klientką była Agnieszka.

Agnieszka kochała swojego męża. Był czuły, troskliwy, wspierał ją w każdej sytuacji.

Kiedy urodziło się ich dziecko, był obok – przewijał, usypiał, wstawał w nocy, gdy ona już nie miała siły.

Mógłby być ojcem idealnym. Mężem idealnym.

 

A jednak coś się w niej zmieniło.

Początkowo myślała, że to zmęczenie. Że to hormony. Że przecież to normalne po porodzie – przecież słyszała o tym nie raz.

Ale miesiące mijały, a w niej było tylko coraz większe poczucie dystansu.

 

Za każdym razem, gdy mąż obejmował ją w pasie, kiedy jego dłoń zatrzymywała się na jej biodrze – sztywniała. Kiedy przyciągał ją do siebie, miała ochotę się odsunąć.

Nie chciała go ranić, nie chciała go odpychać… ale ciało mówiło coś innego.



Najpierw zachęcał – delikatnie, z czułością.

Potem namawiał – łagodnie, ale jednak nalegał.

Później próbował rozmawiać – tłumaczyć, że mu jej brakuje, że chce ją poczuć blisko.

 A w końcu się wycofał.

 

I wtedy do ich małżeństwa wkroczyła obojętność.

 

Żyli obok siebie, wciąż mówiąc „kocham cię”, wciąż jedząc razem kolacje, wciąż kładąc się do tego samego łóżka.

Ale między nimi pojawiła się cisza.

Ciężka,

gęsta,

lepka jak mgła.

 

Wiedziała, że mąż poczuł się odrzucony. Wiedziała, że cierpi. A jednak… nie potrafiła.

Coś ją blokowało. Coś, czego nie rozumiała.

 

Aż pewnej nocy koszmary wróciły.



Znów była tam – na tej imprezie.

Muzyka pulsowała, światła migały, a ona się śmiała. Była młoda, beztroska, nieco pijana.

Koleżanki się bawiły, ona też.

 

A potem… coś poszło nie tak.

 

Wspomnienia były rwane.

Śmiechy.

Ktoś podający jej drinka.

Mrok.

Zapach męskich perfum.

Mocne dłonie, które chwyciły ją zbyt stanowczo.

 

Szarpnięcie.

 Strach.

 Bezgłos.

Ciało, które przestało być jej.

 

Obudziła się z krzykiem.

Serce waliło jej w piersi, oddech urywany, koszulka mokra od potu. Objęła kolana ramionami, wtuliła się w siebie, jakby chciała zniknąć.

 

I wtedy zrozumiała.

Niechęć do bliskości. Niechęć do dotyku.

To uczucie wykorzystania, które nie miało nic wspólnego z mężem, a jednak odbijało się na ich związku.

To tamta noc.

Tamta noc wciąż była w niej.

 

Nie miała pojęcia, co z tym zrobić. Nie wiedziała, jak sobie pomóc. Ale wiedziała jedno – jeśli nic z tym nie zrobi, straci wszystko, co kocha.

 

I to właśnie wtedy trafiła do mnie



Kiedy Agnieszka opowiedziała mi swoją historię, poczułam, jak coś we mnie zadrżało. Jakby jej słowa dotknęły starej, zrośniętej blizny, o której już dawno przestałam myśleć.

Doskonale wiedziałam, co czuje.

 

Zapach dymu papierosowego wymieszanego z potem obcych ludzi. Zbyt głośna muzyka dudniąca w czaszce jak echo, od którego nie można uciec.

Mieszkanie w starej kamienicy, w którym powietrze było ciężkie od alkoholu i czegoś jeszcze, czego wtedy nie potrafiłam nazwać, ale dziś wiem – to był strach.

 

Miałam piętnaście lat.

 

Zazwyczaj na takich imprezach byli ludzie, których znałam. Może nie zawsze blisko, ale przynajmniej kojarzyłam twarze, wiedziałam, czego się spodziewać.

 

Tym razem było inaczej.

To byli tylko znajomi z widzenia, obcy mężczyźni, których imion nawet nie pamiętam.

 

Nie pamiętam też, kto podał mi drinka, ale pamiętam, że miał smak czegoś słodkiego, mdlącego, jakby syropu na kaszel.

Pamiętam, jak moje ciało stawało się ciężkie, jak powieki zaczęły opadać, jakby ktoś wyłączał światło wewnątrz mnie.

 

Było ich pięciu.

 

Świat rozmywał się w plamach kolorów i dźwięków.

Ręce, których nie mogłam odepchnąć.

Głosy, które brzmiały jak przez wodę.

W tle śmiech mojej koleżanki – beztroski, jakbyśmy były na zwykłej domówce.

 

Spędziłyśmy tam dwa dni.

 

Na zmianę karmione pigułkami i pojone alkoholem.

 

Dwie piętnastolatki.

Tak straciłam dziewictwo.

 

Potem ktoś na dzielnicy się dowiedział. Przyszedł po nas.

A ja myślałam, że to koniec koszmaru.

 

Nie był.

 

Gdy wytrzeźwiałam, poszłam na policję.

Pokój przesłuchań był zimny, pachniał kawą i papierosami. Facet za biurkiem spojrzał na mnie z tym specyficznym wyrazem twarzy, który mówił wszystko, zanim jeszcze otworzył usta.

– Nie masz zadrapań. – Przerzucił kartki w aktach. – Nikt nie słyszał, żebyś krzyczała.

Nie miałam. 

Nie słyszeli.

 

– Byłaś naćpana? – zapytał, choć już znał odpowiedź.

Kiwnęłam głową.

 

– Pijana?

Kolejne skinienie.

 

Spojrzał na mnie z politowaniem.

 

A ja musiałam opowiedzieć mu wszystko.

Każdy, najmniejszy, rozrywający mnie na strzępy szczegół. A on słuchał i patrzył na mnie tak, jak patrzy się na kogoś, kto sam jest sobie winien.

 

I wtedy powiedział:

– Twoje zeznania nie zgadzają się z ich wersją. Ani z wersją twojej koleżanki.

 

Koleżanka zeznała, że „nic się nie stało”.

Oskarżeni twierdzili to samo – przecież przyszłyśmy tam z własnej woli.

 

Więc, skoro nikt nie potwierdzał mojej wersji, policja uznała, że konieczna jest konfrontacja.

Miałam stanąć z nimi twarzą w twarz.

Patrzeć im w oczy.

Opowiadać, jak dotykali mojego ciała, jak śmiali się nad moją bezwładnością, jak mnie łamali, kawałek po kawałku.

 

Jakbym musiała przeżyć to jeszcze raz, tym razem na jawie.

 

Nie mogłam.

 

Bałam się.

Bałam się, bo słyszałam, kim są ci ludzie.

 

Wiedziałam, że byli niebezpieczni.

 

Na mieście szeptano o ich wyczynach, o ludziach, którzy milczeli, o dziewczynach, które się nie skarżyły, bo wiedziały, że to nie ma sensu.

 

A skoro policja mi nie wierzyła…

To kto miał mnie ochronić?

 

Nie wychodziłam z łóżka.

Krzyczałam w nocy.

Miałam błędne spojrzenie.

A potem stało się coś, czego nigdy bym się nie spodziewała.

 

Moja matka – ta, która zawsze piła w ciszy, która była, ale jakby jej nie było – schowała dumę.

Na chwilę wytrzeźwiała.

I zadzwoniła do taty.

Tego, który od dawna nas nie odwiedzał, który miał nowe życie, nowe sprawy, nowe priorytety.

 

A jednak – przyjechał.

 

I wtedy podjął decyzję.

Zabiera mnie do Hiszpanii.

 

 

Nie po to, by mnie ukarać.

Nie po to, by mnie naprawić.

Po prostu, żebym przeżyła.

Więc pojechałam.

 

Uciekłam.

Uciekłam przed potworami.

 

A teraz siedziałam naprzeciw Agnieszki. Patrzyłam na jej dłonie, które nerwowo splatały się na kolanach, i wiedziałam, że choć minęło tyle lat, choć życie potoczyło się inaczej – ona uciekała.


PTSD nie zaczyna się od wielkiego wybuchu. Nie przychodzi jak burza, którą widać na horyzoncie.

Ono sączy się powoli, cicho, niemal niezauważalnie.

Na początku myślisz, że to tylko zmęczenie. Że po wszystkim, co się stało, masz prawo czuć się słaba, wykończona, pusta.

 

Ale potem zaczynają się sny.

Najpierw nie pamiętasz ich dokładnie, budzisz się tylko z przyspieszonym oddechem, z potem na plecach, z dłonią kurczowo zaciśniętą na pościeli.

 

Później wracają obrazy. Migawki cudzego śmiechu, błysk świateł na ścianie, dotyk dłoni, których nie mogłaś odepchnąć.

 

I nagle wszystko wraca.

Dźwięki stają się zbyt głośne. Ktoś się śmieje w autobusie, a Ty masz wrażenie, że ten śmiech to szyderstwo.

Ktoś kładzie dłoń na Twoim ramieniu, a Twoje ciało momentalnie się spina, gotowe do ucieczki.

 

W tłumie zawsze czujesz się zagrożona.

 

Gdy ktoś podchodzi za blisko, wstrzymujesz oddech.

Gdy ktoś mówi zbyt niskim tonem, czujesz ścisk w żołądku.

 

Jesteś w restauracji, kelner pyta o zamówienie, a Ty nagle nie potrafisz oddychać. Nie potrafisz odpowiedzieć. Bo choć teraz jesteś tu, w jasnym, przytulnym miejscu, Twoje ciało i umysł wracają tam – do ciemnego mieszkania, do duszącego zapachu dymu, do dłoni, których nie mogłaś strząsnąć.

 

To się nazywa flashback.

Przeszłość wtargnęła w teraźniejszość.

A potem są te dni, kiedy nie czujesz nic.

 

Cały świat jest wyciszony, jakbyś patrzyła na niego przez matową szybę.

Nic Cię nie cieszy.

Nic Cię nie obchodzi.

Siedzisz przy stole i niby jesz, niby rozmawiasz, ale czujesz się, jakbyś była na autopilocie. Jakby Twoje życie działo się obok Ciebie, a Ty byłaś tylko widzem.

To dysocjacja.

Mechanizm obronny umysłu, który chce Cię ochronić przed bólem.

 

Problem w tym, że kiedy tłumisz ból – tłumisz też wszystko inne.

Nie potrafisz już czuć radości, ekscytacji, spokoju. Wszystko jest szare.

 

A kiedy w końcu czujesz cokolwiek – jest to strach.

Serce wali jak oszalałe, dłonie się pocą, żołądek skręca się w supeł. Czasem nie masz pojęcia, dlaczego – wszystko było dobrze, a teraz Twój organizm zachowuje się, jakby zaraz miało się stać coś strasznego.

 

To hiperreaktywność.

 

Mózg, który nauczył się, że świat jest niebezpieczny, teraz nie potrafi się wyłączyć. Każdy trzask drzwi, każdy podniesiony głos, każdy zapach, który przypomina tamten wieczór – wszystko staje się alarmem, sygnałem do ucieczki.

 

Ale ucieczka nie jest możliwa.

Bo najgorsze jest to, że Twoja własna głowa staje się więzieniem.

Więzieniem, w którym trauma nie daje Ci spokoju.

Kiedy Agnieszka przyszła do mnie po raz pierwszy, jej oczy były pełne lęku i niepewności. Czułam, że była wewnętrznie rozdarta – z jednej strony pragnęła odzyskać równowagę, poczuć się znów cała, a z drugiej strony była zdominowana przez strach i poczucie winy.

Wiedziałam, że trauma, którą niosła, była głęboko zakorzeniona w jej ciele, w jej emocjach, w tym, jak postrzegała siebie i świat.

 

Praca z taką traumą wymagała innego podejścia.

 

Reinterpretacja poznawcza – Wyjście z poczucia winy i odpowiedzialności

Pierwszym krokiem było stworzenie przestrzeni do reinterpretacji poznawczej. Zaczęłyśmy od zrozumienia, co Agnieszka myślała o sobie w tamtej sytuacji, co czuła, co nosiła w sobie przez te wszystkie lata.

 

Zamiast wracać do przeszłości w sposób, który tylko by ją ponownie krzywdził, skupiłyśmy się na tym, jak można spojrzeć na to, co się wydarzyło, z innej perspektywy.

 

Agnieszka musiała zrozumieć, że nie była odpowiedzialna za to, co się stało.

To, co się wydarzyło w jej życiu, nie było jej winą.

 

Zaczęła dostrzegać, jak jej myśli – pełne oskarżeń wobec siebie – utrzymywały ją w poczuciu winy.

Wybaczenie sobie było kluczowym elementem tego procesu. Musiała uwolnić siebie od poczucia winy, które nie miało podstaw.

Zaczęła odzyskiwać poczucie sprawczości i siły.

 

To był proces powolny, ale niezbędny.

 

Kiedy poczuła, że nie jest odpowiedzialna za traumę, która ją dotknęła, zaczęła dostrzegać, że jej życie to coś więcej niż tylko przeszłość.



Uwalnianie strachu – Od blokad do poczucia bezpieczeństwa

Trauma nie tylko tkwi w umyśle, ale także w ciele.

Strach stał się jej nieodłącznym towarzyszem, odczuwanym na poziomie fizycznym.

Agnieszka czuła napięcia w ciele, które przypominały reakcję na zagrożenie – serce bijące szybciej, mięśnie napięte, trudności z oddychaniem.

Często, gdy zbliżał się mężczyzna, zaczynała się czuć zablokowana, jakby ciało odmawiało jej posłuszeństwa.

 

Zaczęłyśmy więc pracować nad uwalnianiem strachu poprzez techniki, które pozwalały jej poczuć, że nie jest już w niebezpieczeństwie.

 

Wprowadziłam ćwiczenia oddechowe i uziemiające, które pozwalały jej odzyskać kontrolę nad ciałem.

 

To był kluczowy moment – poczucie, że jej ciało może znów stać się przestrzenią bezpieczeństwa, a nie zagrożenia.

 

Pracowałyśmy nad tym, by Agnieszka zaczęła czuć, że jest bezpieczna, że jej ciało nie jest już w stanie nieustannego napięcia.

 

Z czasem, dzięki świadomej pracy nad ciałem, Agnieszka zaczęła dostrzegać, jak jej reakcje fizyczne zaczynają się zmieniać – z blokady na płynność.

 

Body work i TRE – Uwalnianie traumatycznych napięć z ciała

Po uwolnieniu pierwszego napięcia emocjonalnego, przeszłyśmy do pracy z ciałem.

TRE (Trauma Releasing Exercises) stało się kolejnym kluczowym narzędziem w uwalnianiu głęboko zakorzenionych emocji.

 

Agnieszka zaczęła dostrzegać, jak bardzo jej ciało trzymało w sobie traumę, jak napięcia fizyczne były odbiciem tego, co działo się w jej umyśle i sercu.

TRE pomogło jej w świadomym „roztrzęsieniu” ciała, uwalniając napięcia, które przez lata utrzymywały ją w stanie zagrożenia.

 

Każda sesja była dla niej okazją do większej wolności – rozpuszczały się blokady, a ciało odzyskiwało swoją naturalną harmonię.

 

 

Zatrzymanie w teraźniejszości – Oczyszczenie przeszłości

Następnym istotnym elementem pracy z Agnieszką było zatrzymanie się w teraźniejszości. Agnieszka musiała nauczyć się żyć teraz, nie w przeszłości.

 

Często wracała myślami do momentów, w których czuła się bezsilna i zraniona.

 

Zaczęłyśmy pracować nad tym, by Agnieszka mogła poczuć się bezpiecznie tu i teraz.

Zaczęła zauważać drobne zmiany w codziennym życiu, takie jak większa gotowość do bycia z mężem w intymnych sytuacjach, które wcześniej wywoływały u niej lęk.

Z czasem zaczęła odzyskiwać poczucie, że kontroluje swoje życie.

 

Choć trauma nie zniknęła od razu, Agnieszka zaczęła widzieć, że to ona rządzi swoim życiem, a nie lęki, które ją ograniczały.

 

Odbudowa bliskości z mężem – Seks jako przestrzeń do wzajemnej bliskości

Agnieszka poczuła, że jest gotowa na to, by na nowo zbliżyć się do swojego męża.

Proces zmiany przekonań w tej sferze okazał się kluczowy.

 

Na początku Agnieszka postrzegała męża jako osobę, która domaga się jej ciała i traktuje seks jako sposób na wykorzystanie jej.

Pracowałyśmy nad tym, by Agnieszka zrozumiała, że mąż nie pragnie jej wykorzystać, ale szuka bliskości.

 

Seks przestał być czymś, co miało wywoływać w niej poczucie winy, a stał się prośbą o wspólną bliskość.

Agnieszka zaczęła dostrzegać, że seks nie jest tylko spełnieniem potrzeb męża, ale formą wymiany miłości, przestrzenią, w której oboje mogą się zbliżyć.

Nauczyła się pozwalać sobie na przyjęcie tej bliskości, wiedząc, że zmysłowość i miłość są częścią jej siły, nie tylko jej ciała.

 


Z czasem, dzięki zrozumieniu, że jej mąż nie wymaga od niej ciała w sposób egoistyczny, zaczęła zauważać, że seks stał się dla niej wyrazem wzajemnego zbliżenia i komunikacji, której wcześniej brakowało.

 

Odzyskiwanie mocy i nowa jakość relacji

Praca z Agnieszką była procesem, który nie zakończył się po kilku tygodniach.

To był początek drogi, którą Agnieszka musiała przejść, by stać się w pełni sobą – kobietą, która może rozmawiać o swoich potrzebach, mówić „nie” i budować bliskość z mężem, nie czując się winna.

Z każdym krokiem odzyskiwała swoją moc, a jej ciało zaczynało być przestrzenią, która sprzyjała nie tylko uzdrawianiu, ale i nowym, zdrowym relacjom. Zaczęła żyć w pełni, z pasją do siebie, swojego ciała i swojej miłości.